piątek, 30 lipca 2010

Antoni Pawlicki- krótkie refleksje po wywiadzie




„Zależy mi na tym, żeby ten zawód wykonywać z pasją”


Antoni Pawlicki



W debiucie fabularnym Macieja Pieprzycy Drzazgi istotny element filmu stanowi trójka młodych aktorów: Karolina Piechota, Marcin Hycnar i Antoni Pawlicki.


To za sprawą tych młodych twórców film jest łatwo przyswajalny dla współczesnego pokolenia. To dzięki ich kreacjom młodzi ludzie oglądający ten obraz mogli odnaleźć w nim jakąś cząstkę własnych problemów. Dzięki tej trójce aktorów trzy z pozoru przeciętne pod względem fabularnym nowele nabierają ciepłego, magicznego charakteru. To za pośrednictwem aktorów i ich umiejętności film ogląda się z niekłamaną przyjemnością, mimo że zaprezentowane w filmie historie nie są czymś niezwykłym lub oryginalnym. Każda z historii i każdy bohater może istnieć realnie (sam reżyser deklaruje, że pewne postaci zaczerpnął z prawdziwego życia). Jakby przemyśleć każdą z trzech historii to dochodzi się do wniosku, że dookoła nas znaleźliby się ludzie, którzy mają identyczne doświadczenia. Jednak to, w jaki sposób bohaterowie zostali sportretowani przez grających ich aktorów sprawia, że widz patrzy na nich w przychylny sposób, że ich lubi i dostrzega w nich coś niezwykłego.


Piechota, Hycnar, Pawlicki - aktorzy, którzy może nie są rozpoznawalni dla wszystkich (Pawlicki najprawdopodobniej jest najbardziej znany z całej trójki, ze względu na popularny poprzedniej jesieni (2008) serial Czas Honoru, w którym zagrał jedną z głównych ról) odegrali swoich bohaterów z zaangażowaniem i szczerością, czym bez wątpienia zjednali sobie publiczność.


Jednak od premiery filmu na Festiwalu Filmowym w Gdyni z całej trójki aktorów największym zainteresowaniem medialnym cieszy się Karolina Piechota. Jest to naturalne i nie ma w tym nic dziwnego, gdyż ta młoda aktorka zaliczyła w tym obrazie swój debiut filmowy, za który zdobyła nagrodę na wspomnianym festiwalu. Dlatego też Karolina Piechota powinna być już znana w kontekście filmu Drzazgi i wydaje się, że teraz warto poświecić uwagę przynajmniej jednemu z aktorów, który jej towarzyszył na ekranie. Tą osobą jest Antoni Pawlicki.


Można odnieść wrażenie, że tylko nieliczne grono zainteresowało się tym aktorem oraz jego występem w filmie Drzazgi (nagrodzony debiut Piechoty przyćmił pozostałą dwójkę aktorów).


Antoni Pawlicki (22.10.1983) jako młody aktor ma na swoim koncie role, nagrody czy nominacje, o których niejeden bardziej doświadczony aktor mógłby pomarzyć. W 2008 roku Pawlicki po raz drugi w zawodowym życiu nominowany był- za Drzazgi- do nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego. Rok wcześniej, w 2007, udała się aktorowi rzecz godna uwagi, zdobył nominację do tej samej nagrody za dwie role równocześnie, za filmy Z odzysku i Jutro idziemy do kina.


Pawlicki jest aktorem, który prezentuje oryginalną, jak na ówczesne standardy urodę, ale nie to liczy się u niego najbardziej. Pawlicki to aktor niespodzianka. Z taką samą wiarygodnością umie się wcielić w „zwykłego” chłopaka borykającego się z trudami samodzielności (Z odzysku), co w wałczącego o swój kraj cichociemnego (Czas honoru), czy w byłego piłkarza, a obecnie zagubionego, szukającego swojej drogi życiowej kibola (Drzazgi).


W jego wcieleniach ekranowych można odnaleźć nieczęsto już spotykany u młodych aktorów charyzmat, który pozwala zaciekawić. Jakąkolwiek by nie zagrał postać publiczność musi entuzjastycznie na nią zareagować, gdyż w każdej z ról jest naturalny i do każdego bohatera wprowadza cząstkę niedefiniowalnego uroku. Kreacje, które do tej pory stworzył wydawały się jakby specjalnie dla niego napisane. Zapewne efekt taki możliwy jest, ponieważ jak mówi aktor staram się stworzyć bohaterów z krwi i kości.


Postać, którą aktor kreował w Drzazgach jest postacią charakterystyczną, wymagającą zaprezentowania pewnych cech przynależnych do tego typu bohatera. To, w jaki sposób Antoni Pawlicki zagrał zagorzałego kibica piłki nożnej, to jak uwypuklił w tej postaci istotne cechy dla tego typu człowieka, wywołuje pozytywny odbiór tego gniewnego bohatera. Odpowiedni dobór ruchów, gestów i słów pozwalają widzowi uwierzyć w realność tej postaci. W tym wcieleniu aktor nie jest tym heroicznym i niebudzącym zastrzeżeń chłopakiem, jakim był choćby w filmie Andrzeja Wajdy Katyń. Robert z Drzazg miał być bohaterem, którego widz zna z własnego osiedla, czy z telewizyjnych reportaży, po prostu z życia codziennego. Tym razem aktorowi nie zależało na tym, aby jego bohater wybijał się ponad przeciętność, a celem Antoniego stało się zaprezentowanie problemów, osobowości i pragnień tego bohatera.


Pod względem wiarygodności Robert jest podobny do Wojtka z filmu Z odzysku, bowiem czas, miejsce i warunki, w jakich przyszło im się zmagać z własnym losem są podobne i znacznie bardziej autentycznie dla dzisiejszego widza, niż dzielni i męscy bohaterowie filmów Jutro idziemy do kina, Katyń czy Czas honoru. Ponieważ bohaterowie tych historycznych filmów może i przedstawiają ważniejsze/wybitniejsze jednostki dla naszego kraju, ale ich problemy często już nie są dla widza tak zrozumiałe jak problemy Roberta (Drzazgi) i Wojtka (Z odzysku). Widz patrzy na tych historycznych bohaterów, podziwia i popiera ich wybory, ale tylko przez tą krótką chwilę, w czasie kinowej projekcji. A po wyjściu z kina umieszcza ich na panteonie bohaterów czysto filmowych czy literackich. Natomiast Robert i Wojtek to postaci wzięte z nurtu prawdziwego, współczesnego życia i na pewno na sali kinowej byli tacy, którzy w tych bohaterach odnaleźli siebie.


Poza ekranowym atutem Antoniego Pawlickiego jest skromność oraz przystępność. Rozmawiając z nim czy czytając/oglądając wywiady, jakich udziela ma się poczucie, że jest on chłopakiem z podwórka, kolegą z sąsiedztwa. Jest otwarty, szczery, komunikatywny. Sprawia wrażenie jakby nie zdawał sobie sprawy z tego jak prezentuje się na ekranie, jakie uczucia wzbudza w widzu, który go obserwuje w filmowych kreacjach. Z lekkością i zawadiacką kokieterią wyraża opinie na swój temat. W swoich występach nie widzi nic niezwykłego, mówi, że wykonuje tylko swoją pracę- gdybym nie był aktorem, to nie wiem, co innego mógłbym robić w życiu. Aktorstwo zmusza mnie do poszukiwań i nie wyobrażam sobie niczego, co by mnie równie fascynowało.


Zdarza mu się publicznie karcić samego siebie za błędy, które dostrzegł na ekranie. Spotykając go, nie trzeba się obawiać, że będzie się miało do czynienia z „nadmuchaną” gwiazdą, bo wiedza na temat talentu, który posiada nie pochłania go totalnie. Pawlicki to osoba, która jeszcze jest pełna pokory, jest otwarta i przyjacielsko nastawiona do otaczających ludzi. Jego poglądy na role, jakie chciałby grać oraz na to, co chce osiągnąć zaskakują dojrzałością. Ważne jest, by myśleć, że ten zawód będzie się uprawiać przez całe życie i żeby zaraz na początku nie pójść za jakąś tanią popularnością. Trzeba zastanowić się, jak rozłożyć siły, swoją energię i swój wizerunek na całe życie.


Wydaje się, że Antek nie jest osobą, która pojawiła się w kinie, aby zdobyć tylko popularność, aby ułatwić sobie życie, czy jednym występem w filmie zapewnić sobie tymczasowy byt w polskim show biznesie. Nie piszą o nim codzienne kolorowe gazety, nie wywołuje wokół siebie skandali.



Odrzucam propozycje udziału w programach typu "Taniec z gwiazdami". Dla mnie stoi to w sprzeczności z istotą zawodu aktora.



Czyżby w kinie zjawił się, by grać? by stwarzać wciąż nowych bohaterów lub zwracać na siebie uwagę kreacjami ekranowymi? Czyżby nie był kolejnym młodym aktorem, którego głównym celem staje się promowanie samego siebie na łamach brukowców?


Z odpowiedzią na te pytania jednak trzeba będzie poczekać i obserwować, co przyniesie los.


Antoni Pawlicki swoją pierwszą kreacją w filmie Z odzysku w reżyserii Sławomira Fabickiego (uznać go można za jednego z najciekawszych filmowych realistów we współczesnym kinie polskim) wzbił się na zaskakująco wysoki poziom aktorstwa (za co został uhonorowany wieloma nagrodami w kraju i za granicą). W tej pierwszej roli w pełni pokazał swój talent, pozwolił aby publiczność potraktowała jego bohatera jak realną postać. Żadnym przeestetyzowanym gestem, słowem czy mimiką nie pozwolił zniszczyć wiary w to, że kreowany przez niego bohater może być prawdziwy. W tej roli nie był aktorem, który gra powierzoną mu rolę, w tej kreacji stał się Wojtkiem. To typ aktorstwa, który ma przekonać publiczność, że aktor jest postacią.


A w tym mogła kryć się pułapka, ale aktor w nią nie wpadł. Choć chyba tylko dlatego, że film Z odzysku nie był znany szerokiej publiczności. Nie był to obraz komercyjny, mimo że stał się polskim kandydatem do Oscara. Gdyby ten film zdobył popularność takich filmów jak Testosteron czy Lejdis (oczywiście są to filmy inne gatunkowo) to ten młody aktor miałby problem z uwolnieniem się od wizerunku Wojtka, gdyż był w tej kreacji na tyle autentyczny, że publiczność mogłaby mieć kłopot z uwierzeniem w inne jego wcielenie.


Jednak to Piotrek, bohater filmu Jutro idziemy do kina stał się bardziej rozpoznawalną postacią w dorobku Antka. To ten ujmujący bohater pozwolił publiczności telewizyjnej na szerszą skalę poznać aktora. Dlatego też późniejsza rola Pawlickiego, w serialu Czas honoru, była tak dobrze przyjęta. Janek ze wspomnianego serialu jest zbliżoną postacią do Piotrka z Jutro idziemy do kina, dlatego raz polubiony bohater nie mógł zostać odrzucony przez publiczność. Drobne podobieństwo tych dwóch bohaterów nie zmienia faktu, że Janek, bohater Czasu honoru, to jedna z najciekawszych postaci filmowych roku 2008.


Janek to chłopak wychowany na warszawskiej Pradze. Przed wojną studiował architekturę, a w październiku 1939 roku wraz z narzeczoną Leną planowali ślub. We wrześniu 1939 roku nastąpiła w jego życiu nieplanowana zmiana, opuszcza kraj, poddaje się szkoleniu w Anglii i staje się żołnierzem- dywersantem tzw. cichociemnym.


Po powrocie do kraju pod pozorem pracy w zakładzie stolarskim rozkręca komórkę legalizacyjną. Wykorzystuje umiejętności, które nabył na studiach przed wojną. Jego głównym zadaniem staje się fałszowanie dokumentów i pieczęci.


Przez cały czas spędzony na szkoleniu za granicą nie zapomniał o największej swojej miłości- narzeczonej Lenie. Mimo bezwzględnego zakazu kontaktowania się z najbliższymi po powrocie do kraju jego celem staje się odszukanie narzeczonej. Gdy dowiaduje się, że Lena wraz z całą rodziną trafiła do najgorszego piekła okupowanej Warszawy, czyli getta, Janek nie spocznie do czasu aż jej nie wydostanie z tego okrutnego miejsca.


Wydaje się, że Janek to bohater idealny. Nie można mu wiele zarzucić, gdyż nawet jego niesubordynacja względem wydanego rozkazu o nie kontaktowaniu się z bliskimi jest do wytłumaczenia. Nawet to, że naraża siebie i misję dywersyjną jest dla widza zrozumiałe, gdyż kierują nim burzliwe uczucia. W kwestii miłości Janek najpierw działa, później myśli, co jest domeną młodości, dlatego nie można mu mieć tego za złe. Janek jest ambitnym, inteligentnym, sprytnym, dobrze wyszkolonym bohaterem. A jego uczucie do Leny nadaje mu cech typowo ludzkich. Nie jest tylko heroicznym bohaterem walczącym z wrogiem. W oczach widzów jest młodym, zakochanym człowiekiem. Prawdziwość uczucia potwierdza wiernością i zagorzałą chęcią odzyskania Leny. Jest uparty w swoim działaniu, czym przysparza sobie sympatii publiczności. Kiedy ma okazję, po latach rozłąki, spotkać się z Leną, ból i cierpienie na twarzy Janka nabiera innego wyrazu- wyrazu troski, ale i zawziętości. To, co tłumił w sobie przez czas szkolenia i nieobecności w kraju staje się widoczne w chwili odnalezienia Leny. Z „twardego”, wyszkolonego do zabijania żołnierza wyłania się młody, wrażliwy, kochający ponad wszystko młody człowiek.


Janek i Lena to para, która w serialu nie budzi zastrzeżeń, co do uczuć względem siebie, ich szczerości i prawdziwości. Ich relacje i związek jest czymś dla współczesnego widza niespotykanym i pełnym uroku.


Janka charakteryzuje nietypowe poczucie humoru. Jego rozmowy z poznanym w stolarni Kamilem dodają rys satyryczny serialowi i są wyczekiwanym akcentem.


Janka zagrał Antoni w porywający sposób, gdyż dzięki niemu ta postać ożyła, stała się dla publiczności kimś namacalnym, kogo losy przeżywa się jak bliskiej osoby. Pawlicki stworzony jest do takich ról, bowiem jego uroda jest jakby wywiedziona z przedwojennych fotografii. Jest on typem specyficznego w dzisiejszych czasach amanta. Jego bohater nie jest wypielęgnowanym, metroseksualnym lalusiem, a mężczyzną, który postawą, zasadami i postępowaniem przyciąga zainteresowanie.


Ciepłe uczucia, jakimi widz obdarzył tę postać niewątpliwe zostały lub w niedługim czasie zostaną przelane na samego Antoniego, co pociągnie za sobą wiele zmian. A to tylko od aktora zależeć będzie, czy to, co deklarował, czyli że chce grać dobre role, a nie wiele ról jednocześnie, okaże się bezwartościowymi frazesami, czy myślą przewodnią, która poprowadzi go w stronię dobrych aktorskich wyborów.


Chciałbym sprawdzić się w rolach charakterystycznych, po to bym mógł rozwijać się w różnych kierunkach.



Ciekawe wcielenie Antoniego Pawlickiego, choć nie w pierwszoplanowej roli, można zobaczyć w filmie Jeszcze nie wieczór w reżyserii Jacka Bławuta. Aktor wciela się w tym obrazie w młodego człowieka określanego w filmie mianem Studenta. Kiedy po raz pierwszy aktor pojawia się na ekranie znajduje się w dość nietypowej dla siebie roli, stoi na scenie w pubie i rapuje (choć już wcześniej w hip- hopowych popisach można było zobaczyć aktora w teatrze telewizji pt. Komu wierzycie?). W swój hip- hopowy występ wciąga główną postać- Jana Nowickiego i razem dają niezapomniany koncert na scenie. Później raz jeszcze można zobaczyć Pawlickiego rapującego, a materiałem do występu staje się Faust Goethego, który w nowatorskiej aranżacji zaskakuje i wydaje się bardziej przystępny.


Postać Studenta zostaje w filmie wprowadzona jako przeciwwaga dla bohaterów z domu seniora, w którym bohater grany przez Jana Nowckiego chce wystawić Fausta. Chce, aby ten Faust był inny od klasycznego, dlatego też decyduje się na powierzenie niektórych partii tekstu hip- hopowcowi.


Antek tym gościnnym występem pokazuje swoje kolejne aktorskie oblicze. Jest nadzwyczajnie rzetelny w tej roli. Kiedy występuje na scenie z hip- hopowymi popisami ubrany jest w charakterystyczny sposób: duża bluza z kapturem, czapeczka z lekko przekrzywionym daszkiem, szerokie spodnie, a jego zachowanie i gesty są takie jak można zobaczyć na teledyskach muzycznych, licznych w naszym kraju kapel hip- hopowych. Wygląd aktora do odtwarzanej roli jest przemyślany i dopracowany.


Młodość, żywotność i spontaniczność w kontaktach z innymi stanowi dobry kontrast do otoczenia, w którym postać się znajduje. Jest szalony i nie widzi przeszkód na swojej drodze. Także zetknięcie się jego bohatera ze spotkaną w domu seniora młodą dziewczyną jest zaprezentowane w inny sposób niż w wypadku starszych postaci. Postać Antka jest bezpośrednia, bez ograniczeń- „bierze to, na co ma ochotę”.


Mimo, że rola jest niewielka to stanowi ona atrakcyjny smaczek w filmografii aktora, ponieważ pozwala przypomnieć, że w młodym aktorze tkwi potencjał pozwalający mu odgrywać szeroki repertuar postaci.


Interesującym akcentem w filmografii młodego aktora są dwa krótkometrażowe filmy- Wszystko (2008) i Incydent (2009).


Film Wszystko zasługuje na uwagę tylko ze względu na to, że jest to projekt w znacznej mierze sfinansowany przez internałtów. Reżyser filmu w czasie realizacji obrazu borykał się z trudnościami finansowymi, dlatego powstał on ze sporym opóźnieniem. To znacznie przyczyniło się do tego, że wtedy kiedy był zaprezentowany publiczności został przez nią uznany za anachroniczny i naiwny.


W tym 15 minutowym filmie zagrali znani z kina i telewizji aktorzy: Marta Żmuda- Trzebiatowska, Michał Koterski czy właśnie Antoni Pawlicki.


Rola Pawlickiego w tym obrazie jest rolą epizodyczną, ale daje się w niej aktor zauważyć, bowiem to pierwsza zdecydowanie negatywna kreacja w jego dorobku. Postać jest niezwykle wulgarna i agresywna, żadną miarą nie da się jej polubić. Gesty i słowa jakie wypowiada odstręczają od niego publiczność. Antoni zagrał swojego bohatera w mocny, przerysowany sposób, ale jak podkreśla „rola w filmie Wszystko ze względu na to, że była rolą epizodyczną musiała być wyrazista (...)przejaskrawienia w kreowaniu roli chciał reżyser (...) chciał, aby moja gra była dociśnięta, przegięta i pojechana, więc otworzyłem odpowiednie klapki i tak to zagrałem. Jeśli kogoś udało się moją kreacją zaskoczyć to dobrze”.


Jednak zwykły widz tak przerysowanej gry aktora może nie odebrać jako celowego zabiegu, który ma wzmocnić pejoratywne odczucia względem tej postaci, a raczej jak niewłaściwą grę, świadczącą o amatorskich zdolnościach aktorskich Antoniego. Negatywna postać w wykonaniu Antka to pożądany bohater, ale dobrze by było, aby reżyser swoimi oczekiwaniami nie podważał jego umiejętności aktorskich. Dlatego można stwierdzić, że dobrze się stało, że ten film nie dotarł do szerokiej dystrybucji, bowiem nie jest to film dobry zarówno pod względem oryginalnej fabuły, ani godnych pamiętania na długo kreacji aktorskich. Pozostaje żal, że reżyser nie umiał skorzystać z obecnych na planie aktorów do stworzenia bardziej barwnej historii, choćby pod względem konstrukcji bohaterów.


Natomiast drugi wspomniany krótkometrażowy obraz jest wart opisania, gdyż jest on lepszy zarówno pod względem fabularnym jak i kreacji aktorskich od co drugiego polskiego filmu długometrażowego.


Incydent to thriller trwający niecałe 40 minut. Jak wspomina aktor „to była poważna rola z przebiegiem. Mimo, że film trwa tylko ponad pół godziny tam się tyle wydarzyło i było tyle niuansów, że można tę rolę uznać za bardziej skomplikowaną niż w jakimś filmie fabularnym, w którym miałem okazję zagrać drugi plan. Długo rozmawialiśmy z reżyserem na planie. W tym filmie jest dużo naszych (aktorów) propozycji. Reżyser angażował aktorów w przygotowanie filmu, co było całkiem niezwykłe”.


Incydent to kameralny film z ograniczoną liczbą bohaterów oraz miejsc, i to czyni go bardziej atrakcyjnym. W fabule można dostrzec elementy jakby wywiedzione np. z Dostojewskiego, czy innych dzieł literackich. Konstrukcja bohatera kreowanego przez Antoniego Pawlickiego jest ciekawa, ponieważ ulega przemianom w czasie trwania filmu. Mimo, że film nie jest długi można zaakcentować kilka interesujących scen.


Gdy poznajemy Michała jest normalnym młodym mężczyzną, który podjął decyzję o zmianie pracy, ma atrakcyjną dziewczynę, z którą mieszka i wszystko jest tak jak być powinno. Jednak pewnego dnia, jedno wydarzenie zmienia jego życie. Zabija przez przypadek mężczyznę. To zdarzenie jest tak zaskakujące zarówno dla niego, jak i dla widza, że gdy ten fakt następuje trudno uwierzyć, że to nie jest jakiś okrutny żart. Michał w pierwszej chwili nie rozumie powagi sytuacji. Nie dociera do niego realność zaistniałych wydarzeń (do widza też nie). Zabiera rower i chce odejść, jak gdyby nigdy nic. Jednak po krótkiej chwili dochodzi do niego co się stało. Strach rysuje się na twarzy Michała. Musi ukryć zwłoki. Tu następuje kolejne zaskoczenie, w czasie porzucania ciała pod mostem w parku, okazje się, że ów mężczyzna jeszcze żyje. I ku zaskoczeniu publiczności, Michał nie próbuje ratować człowieka, czy zostawić go tak aby ktoś go znalazł. Bohater „dobija” go, zatyka mu usta odcinając mu dopływ tlenu, aby mężczyzna nie robił hałasu, który mógłby ich zdemaskować. Od tego momentu widz zaczyna bacznie obserwować poczynania bohatera, gdyż w tej sytuacji staje się dwuznaczną moralnie postacią.


Pawlicki od sceny morderstwa gładko i naturalnie gra twarzą, na której widoczne są przemyślenia, troski oraz doznania. Dźwięki, które mu towarzyszą od tej tragedii są dopełnieniem i uzupełnieniem stanu bohatera. Dźwięki z otaczającej go przestrzeni synchronizowane są jakby z wydarzeniami oraz myślami. Nie są to odgłosy niediegetyczne, a należące do świata, w którym bohater egzystuje. Tak jakby świat dookoła nie pozwalał mu zapomnieć o tym nieszczęśliwym wypadku.


Po ukryciu zwłok Michał wraca do domu, wrzuca wszystkie ubrania do pralki i do wieczora w ciszy analizuje zajście z parku. Gdy zbiera się na odwagę i dzwoni na policję wraca do domu dziewczyna, która swoimi radosnymi wiadomościami „odciąga” bohatera od rozmowy z posterunkiem.


Poruszającą sceną jest scena śniadania na drugi dzień po zajściu. Michał i Marta siedzą w kuchni. On w ciszy patrzy się w martwy punkt, ani drgnie. Po pytaniu Marty dlaczego nie ma od rana humoru Michał przyznaje „zabiłem człowieka”, wypowiada to jednak w tak spokojny i bezbarwny sposób, że nie spotka się to z żadną reakcją ze strony dziewczyny. Jakby Marta tego nie usłyszała, ponieważ zaczyna mówić o zwykłych codziennych planach.


W dalszym ciągu akcji Michał brnie w tuszowanie zbrodni. Z domu bierze łopatę, postanawia dokładnie zasypać ciało. W czasie tego procesu znajduje portfel zmarłego, w którym jest zdjęcie jakiejś zapewne bliskiej mu kobiety. Wkłada ofierze je w rękę. Z twarzy Michała nie znika żal i zatroskanie, ale dalej jednak zaciera ślady zbrodni.


Kolejna scena jest zrealizowana w pomysłowy sposób, gdyż jest zbliżenie tylko na oczy bohatera, który w amoku obserwuje chodzących po parku ludzi, ale ich rozmowy docierają do niego w formie zniekształconych odgłosów- to obrazuje pogarszający się stan tej postaci.


W dalszym ciągu filmu są dwie mocno poruszające sceny. Pierwsza to kiedy bohater w nocy sprawdza czy jest w stanie udusić swoją dziewczynę, przykłada śpiącej Marcie rękę do ust i nosa (tak jak to miało miejsce w scenie „dobijania” mężczyzny), a nachalne tykanie zegara tylko potęguje obraz jego wewnętrznego stanu.


Druga scena to scena brawurowo zagrana przez Antoniego. Scena, w której postanawia uzewnętrznić swoje odczucia przed dziewczyną. Nagle zaczyna płakać. Osuwa się na podłogę w rozpaczy. Zaskoczona tym faktem dziewczyn stara się dowiedzieć w przestrachu co wywarło tak gwałtowną reakcję jej chłopaka. Gra twarzą i emocjami jest tu godna pochwały i wyraźnego zaznaczenia. Pawlicki swoim plastycznym aktorstwem ukazał to, co w jego postaci „siedziało” od chwili morderstwa. Otwiera się i oczyszcza, ale nie przyznaje się do popełnionej zbrodni. Po tym katharsis widzimy, że życie bohaterów wraca do normy i jak głosi podtytuł filmu nie wszystko wychodzi na jaw.


W filmie partnerowała Antoniemu Agnieszka Więdłocha, która jest również jego partnerką w serialu Czas honoru i zapewne dlatego połączenie tej dwójki na ekranie daje pozytywne konotacje, gdyż w tym popularnym serialu stanowią najbardziej pozytywną parę.


Incydent w filmografii Antoniego Pawlickiego jest dobrym akcentem. Ta rola jest rolą, którą swobodnie można by było postawić na szali ze znakomitym debiutem fabularnym aktora. Rola w Incydencie jest rolą trudną i ciekawą, a co najważniejsze aktor ponownie udowodnił, że umie wczuć się w kreowaną postać.


W filmografii aktora pojawiają się również role komediowe, ale szczęśliwym trafem są to głównie role drugoplanowe, w filmach Dlaczego nie!, Ostatnia akcja i Kołysanka. Kino polskie nie stoi na wysokim poziome jeśli chodzi o komedie. Wydaje się, że etap dobrych i godnych uwagi komedii filmowych mamy już za sobą (okres PRL-u), dlatego też zawsze pozostaje strach, że nawet dobry aktor polegnie w takiej produkcji. Rola komediowa nie jest rolą gorszą od roli dramatycznej, gdyż wymaga od aktora wyjątkowych umiejętności. Być aktorem komediowym to znaczy umieć bawić widzów w mądry, inteligentny i wywarzony sposób. Tak dobierać słowa i gesty oraz dopasować swój wygląd, aby te atrybuty budziły pozytywne doznania w odbiorcy, a nie żałość i poirytowanie (te uczucia najczęściej towarzyszą publiczności w czasie oglądania rodzimej produkcji).


Trzy ze wspomnianych powyżej filmów, w których występował Antoni Pawlicki pod względem fabularnym pozostawiają wiele do życzenia. Najoryginalniejsza zdecydowanie jest Kołysanka w reżyserii Juliusza Machulskiego. Na pierwszy rzut oka pomył reżysera wydaje się abstrakcyjny i niemożliwy do zaakceptowania w naszej kinematografii. Horror o rodzimej rodzinie Adamsów? Czy ktoś to kupi? Czy ktoś zrozumie o co chodziło reżyserowi w tym filmie?


Do momentu spotkania z Antonim Pawlickim i wysłuchania jego argumentów dotyczących tego filmu, byłam przekonana o bezcelowości tworzenia takich filmów. Jednak aktor w pewnym stopniu przekonał mnie, że to iż film jest daleki od tego do czego przywykliśmy nie znaczy, że nie powinien powstać. Antoni trafnie wyjaśnił, że ten film może być czymś nowym i świeżym w kinie polskim. Miał rację, że nie zawsze zamiar tworzenia sztuki się zwraca i jest akceptowany przez większą cześć społeczeństwa. Eksperyment zwykle skazany jest na zdystansowany i sceptyczny odbiór, niż kolejny schemat. Kołysanka jest zabawą z gatunkiem i oczekiwaniami widzów. Dlatego jak na polskie warunki może faktycznie jest tworem ciekawym, ale w kontekście kina światowego wypada słabo i przeciętnie. A co może szokować widzów bardziej niż sam temat oraz stylistyka filmu to to, że w konwencje horroru zostali wrzuceni znani szerokiej publiczności aktorzy: Więckiewicz, Buczkowska, Stelmaszczyk, Ziętek, Pawlicki itd.


Antoni Pawlicki w Kołysance wcielił się w postać ministranta, który zostaje porwany wraz z księdzem przez rodzinę wampirów. To postać komediowa, chwilami groteskowa np. gdy w zagorzały sposób odprawia modlitwę lub gdy wymienia świętych od czego są patronami. W gładko i rzeczywisty sposób poprowadzony bohater zyskuje sobie sympatię publiczności. Chwilami w grze aktora dostrzega się wzmocnienie czy przerysowanie (zwłaszcza w ostatniej sekwencji filmu z udziałem tego aktora), ale mając na uwadze rodzaj filmu i jego treść, manieryczna sztuczność jest trafionym wyborem przy kreowaniu tego bohatera. Postać stworzona przez Antka zlewa się z całym przesadnym i nienaturalnym przedstawionym światem.


Ten rodzaj gry może być nie zaakceptowany i odrzucony razem z filmem przez nieprzyzwyczajoną do takich hybryd publiczność, ale ryzyko jest wpisane w zawód aktora, dlatego trzeba przemyśleć czy krytykować czy dostrzegać plusy tej kreacji.


Natomiast Dlaczego nie! i Ostatnia akcja to dwa zupełnie przeciętne polskie komedie. W obu filmach Pawlicki gra dobre drugoplanowe role, ale po tym co się widziało wcześniej w jego wykonaniu, czy to w debiucie filmowym, czy to w teatrze, pozostaje niedosyt i niechęć do wgłębienia się w bohaterów tych filmów.



Chciałbym, żeby w polskim filmie była możliwość poszukiwania ról, które są tak daleko od fizyczności aktora. Byłoby to ogromnym wyzwaniem.



Dopełnienie ról filmowych w dorobku zawodowym Antoniego Pawlickiego stanowią teatry telewizji. Do tej pory w trzech spektaklach zagrał główne role, a w jednym zaliczył gościnny występ (Przesilenie).


Pierwszym udanym teatrem TV był teatr w reżyserii Macieja Pieprzycy pt. Komu Wierzycie?


Antoni gra studenta prawa, który z koleżanką będącą jego przeciwieństwem, ma przeprowadzić w bloku ankietę wśród lokatorów.


Pawlicki wystylizowany na młodego intelektualistę, na ekranie prezentuje się atrakcyjnie.


Ubrany elegancko, „pod krawatem”, dla uwiarygodnienia charakteru jego postaci nosi okulary oraz ma zaczesane gładko na bok włosy. Jego bohater ma na imię Aleksander, jest członkiem partii narodowej i w przyszłości „w spadku” ma otrzymać dobrze prosperującą kancelarię. Należy do osób poukładanych, pewnych swojej racji i misji społecznej. Nie zachowuje się ani nie myśli jak młoda osoba w jego wieku (21 lat), chce uchodzić za dorosłego. Na początku spektaklu wszystko jest dla niego czarno- białe. Nie ma odstępstw od ustalonych zasad. Jednak w ciągu trwania przedstawienia sposób myślenia Aleksandra ulegnie zmianie, gdyż jak się okaże w życiu można się kierować również czymś innym niż wyuczoną logiką.


Komu Wierzycie? to pierwszy spektakl telewizyjny młodego aktora, który przyniósł pozytywne rezultaty, gdyż dał kolejną szansę w postaci następnego teatru TV pt. Oskarżeni. Śmierć sierżanta Karosa. Sztuka oparta jest na faktach i przedstawia proces sądowy oraz historię grupy nastoletnich członków podziemnej organizacji o nazwie Siły Zbrojne Polski Podziemnej z 1982 roku.


Antoni gra młodego chłopaka, który nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co oznacza przystąpienie do podziemnej organizacji (zresztą jak i reszta młodej ekipy). Łatwo jest „podpisywać się” pod deklaracjami i wygłaszać chęć działania, ale gdy przychodzi do czynów trudno uwierzyć w to, że dzieje się to naprawdę. Bohater Pawlickiego nie jest gotowy na takie ryzyko i poświęcenie jakie stawia przed nim organizacja. To, co naprawdę pochłania bohatera to klacz, którą się opiekuje oraz dziewczyna- planują wspólną przyszłość. To stanowi esencję jego życia, a organizacja podziemna wydaje mu się czymś nierzeczywistym, ideą kolegów, a że nie chce być przez nich odrzucony to decyduje się podążać za nimi. O tym, że nie jest gotowy na akcje w terenie obrazuje scena, w której jego bohater, Andrzej, dostaje do ręki pistolet. Nie wie jak go trzymać, jak się z nim obchodzić, upuszcza go na ziemię, co jest widocznym znakiem tego, że nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Jest przestraszany, małomówny. Obserwuje i przytakuje.


Postać Pawlickiego nie jest bohaterem heroicznym, który z odwagą i siłą walczy o dobro kraju. Jego przekonania o słuszności działania nie są tak pewne jak później będzie to widocznie w przypadku bohaterów filmów Jutro idziemy do kina, Katyń czy Czas honoru. W tym spektaklu bohater jest namiastką postaci, które są gotowe do zrywu narodowego, bowiem w sztuce jeszcze dojrzewa do tego, co będą czynić jego filmowi kontynuatorzy.


Trzeci teatr telewizji nosi tytuł Pozory mylą. Akcja sztuki rozgrywa się w jednym miejscu w ciągu jednego wieczoru. Antoni gra główną rolę poukładanego komputerowca, który rzeczonego wieczoru wraz z podobną do siebie dziewczyną mają ogłosić zaręczyny. Dziewczyna chce, aby wszystko było idealnie, gdy zjawią się rodzice. Ma wszystko przemyślane, łącznie z tym jak narzeczony (Pawlicki) jej się oświadczy. Justin robi wszystko, czego życzy sobie dziewczyna, cierpliwe znosi jej maniakalne wręcz próby stworzenia idealnego wieczoru. Z każdą minutą spektaklu dziewczyna wymyśla, co raz to nowe absurdy i testuje cierpliwość Justina.


Justinowi wydaje się, że właśnie o takim życiu marzy- statecznym, przewidywalnym, perfekcyjnie posegregowanym. Stara się uciekać od trybu życia, który wiedzie jego matka, pełnego zabawy, alkoholu i zmieniających się u jej boku mężczyzn. Na początku spektaklu Justin jest przekonany, że Julie-Ann jest tym właściwym, bezpiecznym wyborem. Jednak nieoczekiwanie „z nieba spada” kobieta, która jest przeciwieństwem narzeczonej i z biegiem czasu Justin odkrywa jak nudne oraz pełne pozorów było jego dotychczasowe życie, że to co miał to nie było prawdziwe uczucie. To, co dotychczas budował z Julie- Ann to tylko maska, próba stworzenia czegoś logicznego i łatwego do kontrolowania. Julie- Ann daje gwarancję stabilności i pewności, ale czy życie polega na nieustannej przewidywalności?


Antoni Pawlicki gra uległego mężczyznę. To nie on w tym związku jest mężczyzną. On ma tylko wykonywać polecenia Julie- Ann, która i tak notorycznie jest niezadowolona.


Problemem tego bohatera jest to, że ciągle otaczają go kobiety silniejsze od niego, bardziej temperamentne: matka, Julie- Ann, czy Pagie, a on się im poddaje. Wszystkie wspomniane kobiety to typy dominatorek, choć każda w innym stylu.


Pawlicki grając tę postać ukazuje ją jako trochę nieporadną, zagubioną, która nie umie być stanowcza. W obecności kobiet sprawia wrażenie zastraszonego, niepewnego swojej męskości, niewiele mogącego zrobić małego chłopca. Przez znaczną część sztuki nie umie postawić na swoim, daje się manipulować przez każdą z kobiet.


W tej nieporadności i „słabości” jest jednak pozytywnym bohaterem, gdyż stara się opanować całą sytuację, to on chce, aby każdy czuł się dobrze i nie myśli tylko o sobie, tak jak reszta postaci. Na końcu sztuki staje się prawdziwym bohaterem dla publiczności, gdyż daje się ponieść uczuciom i nagłemu przypływowi szaleństwa.


Na żywo Antoniego Pawlickiego można zobaczyć w Warszawie, w teatrze Studio w sztuce Hollyday wyreżyserowanej przez Michała Siegoczyńskiego. Teatr to niezaprzeczalna przyjemność, ponieważ daje możliwość oglądania na żywo aktorów, tu i teraz. Można wiele się dowiedzieć o twórcach i wiele zaobserwować. Teatr na żywo to sprawdzian możliwości aktorskich, bowiem wymaga od aktorów innych umiejętności niż telewizja i kino. Tu nie ma dubli, tu się nie gra fragmentami, tu nie można szeptać i być niewyraźnym. Teatr, konkretne przedstawienie, daje tylko jedną szansę na zaprezentowanie się w dniu spektaklu. Zawsze trzeba się starać i być w pełnej, stuprocentowej gotowości, gdyż widz ogląda przedstawienie tylko raz i na tej podstawie wyrabia sobie opinie o odtwórcach ról.


Hollyday jest sztuką ciekawą, acz nie w całości spójną dla przeciętnego widza. Aby w pełni zrozumieć przekaz trzeba przyjść do teatru z pewną konieczną wiedzą, bo inaczej przedstawienie staje się niezwykle proste w przekazie.


Antoni gra w Hollyday postać Jima. Na początku sztuki jest on żigolakiem, który dla wygodnego życia związał się ze starszą od siebie kobietą (w tej roli wspaniała Ewa Błaszczyk). Przez około godzinę spektaklu bohater jest szachrajskim pozerem chętnie dającym się „manipulować” starszej kobiecie, gdyż takie życie jest proste, opiera się na zabawie z kobietami i na łatwo dostępnych narkotykach. Tu konieczną wspomnienia jest scena, w której aktor odgrywa odurzonego narkotykami, ponieważ zagrana jest ona w fenomenalny i mistrzowski sposób (nawet na widowni publiczność zaczyna się zastanawiać, czy aby aktor faktycznie czegoś zielonego przed tą sceną za kulisami nie wypalił). Aktor tak dobrał zachowanie, pewnego rodzaju dezorientację, niemożność skupienia się na rozpoczętym temacie oraz umiejętnie wygrał rozbiegany wyraz oczu, że ten bohater staje się dla widza czarujący, ujmujący, intrygujący oraz zabawny.


Pierwsza godzina spektaklu zagrana jest przez Antoniego w sposób, który widz z zainteresowaniem śledzi. Momentami Pawlicki stosuje przerysowaną technikę, choć pewnego rodzaju kiczowatość jest tu zamierzonym zabiegiem. Sztuczność czy umowność istnieje w tej części sztuki, jako spójna całość. Nadmierna wyrazistość jest zabawna i stanowi jasny komunikat dla widza jak ma odbierać tę postać. Sposób, w jaki aktor wypowiada swoje kwestie dopełnia całokształt stworzonego wizerunku.


Postać macho żyjącego zabawą i kobietami po pierwszej godzinie ulega metamorfozie i okazuje się, że bohater jest kryptogejem. Nagle zaczyna romansować z Fredem (chłopakiem poznanym na początku sztuki). W tej części sztuki pojawia się więcej zastrzeżeń, gdyż obaj aktorzy nie są bardzo przekonując w tych rolach. Już pierwsze ich zbliżenie w postaci pocałunku jest nieznośnie sztucznie i nienaturalne (zwłaszcza, gdy widziało się pocałunek Jima z młodą, śliczną Holly). Dlatego to gejowskie posuniecie wydaje się nie do końca szczęśliwym- zwłaszcza dla aktorów- rozwiązaniem. Widać, że obaj aktorzy nie czuja się w tych rolach dobrze, dlatego i dla widza stają się mało wiarygodni.


Zaskoczenie wynikające z nagłego pojawienia się wątku homoseksualnego na chwilę rozprasza widza i nie jest to dobre, gdyż od tej chwili można mieć wrażenie niespójności, pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Nawet mając wiedzę, do kogo lub do czego reżyser się odwołuje w tych partiach sztuki i tak staje się to tylko naciąganą interpretacją. Nie zmienia to jednak faktu, że jeszcze kilkakrotnie Pawlicki zaskakuje aktorsko. W tej drugiej części można dostrzec wyraźnie komediowe zdolności aktora, widać w pewnych ruchach i gestach inspirację Charlie Chaplinem (wspaniała scena przy lodówce, gdy aktor stara się zaimponować swoim wyglądem partnerowi). Aż chciałoby się aktora zobaczyć w roli komediowej w teatrze, nie w kinie (na dużym ekranie w roli komediowej aktor „objawił się” w schematycznym i przewidywalnym filmie pt. Dlaczego nie. Jednak do tego filmu nie warto się przywiązywać). Natomiast dokonując pewnego rodzaju nadinterpretacji można doszukać się w tej samej scenie minimalnej, pojawiającej się na ułamki sekund tajemnicy/magii jakby przejętej od samego Marlona Brando z Tramwaju zwanego pożądaniem.


Druga część spektaklu znacznie słabsza i mniej ciekawa broni się ze względu na akcenty w warstwie aktorskiej. W tej części sztuki niebywałym zaskoczeniem dla widza jest rozebranie się aktora na scenie. Nikt nie przypuszczał oglądając fabułę, że będzie to koniecznie, więc pojawia się w głowie widza pytanie po co? Takie zagranie wywołuje chwilowe „wstrzymanie oddechu” na widowni, gdyż nie jest się przygotowanym na tak odważny gest. W kinie takie sceny przyjmowane są łatwiej, ponieważ nie ma się bezpośredniego kontaktu z aktorem. Istnieje „intymna” przestrzeń ekranu. W teatrze wszystko rozgrywa się przed oczyma widza, który nie ma gdzie „uciec” ani wzrokiem ani słowem (w kinie często takie sceny są po cichu komentowane czy publiczność reaguje na nie spontanicznie, gdyż ciemna sala kina daje margines bezpieczeństwa).


Hollyday nie zawiedzie sympatyków Pawlickiego, gdyż jest w tym spektaklu na żywo wiele dobry momentów, które satysfakcjonują widza od strony aktorskiej. Choć można mieć małe zastrzeżenia, co do sposobu wypowiadanych dialogów: za szybko, za dużo i dlatego czasem niewyraźnie, ale wybacza się to aktorowi, gdyż całą kreacją udowadnia, że warto go oglądać.



Antoni Pawlicki to obok Lesława Żurka (Mała Moskwa) aktor, który winien wzbudzać zainteresowanie. To aktor, który powinien dostawać, coraz to nowe szanse, coraz to nowe role, aby nie musiał wybierać między teatrem, a sztampowymi kreacjami kinowymi i telewizyjnymi. Bowiem wtedy pozostaje mieć nadzieję, że okaże się on roztropnym aktorem i ku rozczarowaniu ogółu wybierze teatr.



Odrzuciłem wiele propozycji zagrania w filmach czy serialach, które miały fatalne scenariusze. Przyjmuję role, które mnie fascynują i stanowią wyzwanie.



Należy pamiętać, że wybór łatwiejszej drogi nie zawsze jest tym właściwym wyborem, a w aktorstwie jest tak, że gdy idzie się na łatwiznę to szybko można zaobserwować negatywne rezultaty. W Antku warto pokładać nadzieję, gdyż wydaje się, że ma jasno sprecyzowane to, co w zawodzie aktora interesuje go najbardziej- każdy musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, co będzie dla niego sukcesem w dalszym życiu. Mnie osobiście nie zależy na serialowej popularności.


Pozostaje mu życzyć, aby miał szansę stać się indywidualnością, gwiazdą kina i teatru, a nie pustym gwiazdorem. Bowiem obecnie gwiazdorstwo oznacza zaszufladkowanie, schematyzm oraz traktowanie osoby z przymrużeniem oka. Teraz często za gwiazdorstwem nie kryje się talent, a łatwy sposób na życie. Gwiazdorstwo nie trwa wiecznie, a charyzmatyczna gwiazda filmowa może przetrwać w umysłach odbiorców.



Autor:


Kasia Magiera



Ps. Składam podziękowania Antoniemu za spotkanie, rozmowę i dostosowanie się do moich specyficznych metod przeprowadzania wywiadu.








niedziela, 25 lipca 2010

Matka Teresa od Kotów

Zdecydowanie najmocniejszym akcentem 16 Lata Filmów w Warszawie był pokaz otwierający- Matka Teresa od Kotów.
Oglądając ten film można mieć problem. Po pierwszej projekcji można sobie zadawać pytanie „ale o co chodzi i dlaczego to co oglądamy się stało”.

Jednak im dłużej się myśli o tym filmie, a gwarantuję, że nie jest to film, o którym można zapomnieć, tym bardziej odkrywa się przewodnią myśl reżysera.

Kwestia zła drzemiącego i otaczającego człowieka to to co wysuwa się na plan pierwszy przy próbę analizowania tego obrazu. A że zmierza się myślami w dobrym kierunku może również sugerować tytuł, który daje wskazówkę widzowi aby odpowiedzi o co chodzi w tym filmie szukał też we wcześniejszym filmie pt. Matka Joanna od aniołów.

Wydawać się może, że reżyser stara się pokazać w nowych warunkach i pod postacią nowych bohaterów tę samą prawdę co Kawalerowicz w 1961r.

Film przeraża i fascynuje. Widz daje się wciągnąć poczynaniom i zachowaniom głównego bohatera. Bowiem jest on postacią nieprzewidywalną, tajemniczą, nieprzeniknioną, dlatego jest tak interesujący.

Film jest oparty na faktach, więc tym bardziej porusza. Opowiada on historię morderstwa matki przez dwóch synów. Jednak jak sam reżyser twierdzi jest to tylko punkt zaczepienia do zaprezentowania kwestii zła.
Najistotniejszą postacią filmu jest Artur, starszy z synów zamordowanej kobiety. Arturowi wydaje się, że posiadł nadzwyczajne zdolności, że ma wpływ na życie innych i że to on może kierować życiem swojej rodziny.

Młody aktor, Mateusz Kościukiewicz idealnie odegrał swoją rolę. Jest zaangażowany, pełen charyzmy i bez wątpienia kreując swojego bohatera potrafi przerazić publiczność. Jest prawdziwy w swoim wcieleniu, dzięki czemu możemy mieć nadzieję, że mamy w polskim kinie kolejnego aktora który umie „zatracić” siebie na rzecz kreowanej postaci. Z wielką ciekawością pozostaje śledzić jego dalsze poczynania...byle nie w serialu.

Oczywiście wartym wspomnienia jest drugi z braci, młody chłopak, który go zagrał- Filip Garbacz. Chłopaka może już było oglądać na ekranach kin w głównej roli w filmie Świnki i już tym mocnym oraz wstrząsającym filmem udowodnił, że są naturszczycy, który potrafią przed kamerą wykonać równie dobrą (a czasem i lepszą) pracę co zawodowi aktorzy.

Do mrocznej i intrygującej atmosfery dochodzi jeszcze odwrócona chronologia w pokazywaniu wydarzeń. Jest to ciekawy i dobry zabieg wzmacniający skupienie widza na przedstawionym wydarzeniu.

Film dwuznaczny, pełne niepokojów i trudny. W moim odczuciu przeciętny widz może go nie zrozumieć i „odrzucić” właśnie przez wzgląd na oniryczną, czasem abstrakcyjną atmosferę, wiele niedopowiedzeń i domysłów. Jednak to dobry obraz, który pozostaje w pamięci i zmusza do myślenia, a takie kino polskie jest lepsze do żenujących, nie dających widzowi nic współczesnych komedii.

wtorek, 20 lipca 2010

Sport w kinie

Czas na swoiste podsumowanie naszego ostatniego niedzielnego spotkania kiedy słów parę było o sporcie w kinie. Poniżej krótkie zestawienie tytułów filmowych jakie w tym zestawieniu się znalazły.
Pierwsza dyscyplina, na której się skupiliśmy to była piłka nożna. I o tej piłce w kinie to można rozmawiać. Osobiście najbardziej lubię historię z filmu Victory. Gwaizdy footballu lat 70. i 80. Pele i Deyna w jednej drużynie. Do tego Michael Caine i Sylvester Stallone w roli bramkarza. Fantastyczny film oparty na historii Dynama Kijów, który w trakcie okupacji niemieckiej rozgrywał mecze z Niemcami często wygrywając. Film z wojną w tle, ale naprawdę wielkie widowisko. Jest też polski film Piłkarski Poker z nieocenionym Januszem Gajosem w roli sędziego, który walczy z systemem. Świetne kino z lekko sensacyjnym zacięciem. Zaorski w fenomenalny sposób oddał klimat działaczy PZPN, którzy "rozgrywają mecze". Najsmutniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że to film wciąż aktualny. Z tym tematem łączą się historie z takich filmów jak Hooligans czy Football Factory, które choć opowiadają o "kibicach" druzyn piłkarskich to skupiają się brutalnej stronie tych historii, czyli ustawkach, narkotykach, burdach.
Kolejny ważny temat naszego spotkania to boks. Czas na kilka tytułów z tek sekcji. Wściekły byk to niesamowita historia stworzona przez Matina Scorsese i Roberta De Niro. Pierwszy odpowiada za całość, a drugi za wiarygodność bohatera to bokser Jake La Motta. Jake jest wsciekły, na ringu prawie nie pokonany, silny i agresywny. Niestety nie może poradzić sobie z tymi uczuciami również poza ringiem, a to niestety prowadzi do dramatów rodzinnych. Podobnym jest Mickey Rourke w Zapaśniku. On nie może się pogodzić z końcem kariery, ze starościa i choć próbuje odbudować relacje z córką to nie jest w stanie przezwyciężyć swoich słabości. Poruszająca historia pokazująca świat wrestilngu z wielkim powrotem tego świtnego aktora. Film można odbierać jeszcze mocniej zwłaszcza, gdy zaczniemy go w pewnym sensie odnosić do osobistej histori Mickey Rourke'a. W tym kontekście tajski film Piękny bokser jest niesamowitą historią sportowca, który potrafi przeciwstawić się społecznym ograniczeniom i przypisanym rolom. Jest mistrzem brutalnej sztuki walki i świat tych walk oglądamy. Cała historia oparta na faktach zestawia nas z niezwykłą wrażliwością bohatera, który postanawia zostać kobietą. Ostatni bokserski wątek dotyczył serii o bokserze z Filadelfii, czyli Rockym Balboa. Sylvester Stallone stworzył prawdziwego bohatera. Aktorem jest raczej słabym, ale zwłaszcza pierwsza i ostatnia część (szósta) całego cyklu są naprawdę świetne. Mamy bohatera, który wciąż walczy pomimo bólu, jest w tym wszystkim tragicznie romantyczny i naiwny, ale gdy przychodzi do starcia staje się waleczny i twardy. Części zwłaszcza 3. i 4. pokazują trochę typową dla lat 80. papkę, ale początek i koniec całej historii jest naprawdę godny uwagi.
Słów parę o filmach starszych. Pierwszy polski, to komedia. Trochę slapstickowa, zrobiona tuż przed wybuchem II wojny światowej. W roli głównej Adolf Dymsza, a całość o nieoczekiwanej zmianie miejsc. Świetny hokeista zakochuje się w pięknej Lili i by móc częściej z nią być postanawia zamienić się miejscem z fryzjerem Dodkiem Czwartkiem (w tej roli Dymsza). Sportowiec mimo woli to historia nieoczekiwanej zmiany miejsc i jak to w takich historiach bywa serii przezabawnych zdarzeń, który dzieją się wokół hokeisty, który o fryzjerstwie nie ma pojęcia i fryzjerze, który hokeistą miał zostać, ale talentu do tego sportu jednak nie ma.
Samotność długodystansowca  to brytyjska historia z 1962 roku. Opwiada o chłopaku, który bardzo dobrze biega, a jego specjalność to długie dystanse. Jest w zakładzie poprawczym i zaczyna buntować się przeciwko obłudzie i zakłamaniu jakie widzi wśród uczniów i wychowawców. To film o uciekaniu, film niepokorny.
Na deser zostawiam temat z walkami znów. Bruce Lee to prawdziwa ikona wschodnich sztuk walki. Legendy rodzą się przez to jak umierają. Moja ulubiona teoria zakłąda morderstwo przez wysłannika klasztorów, który wykonał wyrok na tym mistrzu sztuk walki, za zdradzenie tajników kung-fu. Filmy z jego udziałem są niesamowitym, bardzo widowiskowym pokazem możliwości ludzkiego ciała, a historie takie jak Wejście smoka, Wściekłe pięści, Droga smoka czy Wielki boss już na dobre weszły do zestawu klasyków kina.
Mam nadzieję, że takie zestawienie się Wam spodoba na sportowe weekendy i wieczory. Jest oczywiście lista filmów, ktorych tu nie wspomniałem. Wybrałem jednak tytuły, które osobiście bardzo lubie, i do których często wracam. Zachęcam Was do pisania o Waszych ulubionych.

piątek, 16 lipca 2010

Mine Vaganti, O miłości i makaronach


Mine Vaganti to wspaniała i wzruszająca włoska historia, która nie ucieka od wesołych chwil przemieszanych z pełnymi dramatycznego napięcia. Włosi (rękoma tureckiego reżysera - Ferzan Ozpetek) kochają kino i w większości tych kameralnych historii widz potrafi odnaleźć te miłość poprzez kreowanych bohaterów, rzeczywistość, która obserwuje.
Spotykamy pewną włoską rodzinę, w której każdy skrywa tajemnicę. Nie wielką, nie straszną, ale swoją własną. Babcia, która kochała szwagra, matka i ojciec, którzy żyją w strachu niczym najlepsza kreacja Dulskich (on odwiedzany przez kochankę), bracia (Tomasso i Antonio), którymi targają skrywane emocje, porzucona ciotka. Ta dysfunkcyjna rodzina, choć udająca ten idealny świat, zostaje skonfrontowana z wyznaniem Antonia, że jest gejem. Rozpoczyna to serie wydarzeń, która zachwieje światem małego miasteczka.
Pojawia się oczywiście piękna kobieta (Nicole Grimaudo), która sprawia, że serce bije szybciej. Pojawia się grupa przyjaciół Tomasso z Rzymu, którzy tym wszystkim wydarzeniom dodają jeszcze więcej kolorów.
Jest to fantastyczna historia w sam raz na wakacje. Jeśli będziecie mieli okazje to więcej niż gorąco polecam. P.S. Włoska muzyka i makaron w tle sprawiają, że to bardzo dobrze sprawiona historia z Płw. Apenińskiego.

niedziela, 11 lipca 2010

11. lipca 2010

Zapraszamy na dzisiejsze spotkanie około scenariuszowe. Skupimy się na festiwalowych planach 16. Lata Filmów. Zapraszamy od 18.00 tylko w Radiofonii

sobota, 10 lipca 2010

Dr Lightman czy Dr House? - głos w sprawie

Skoro Kasia poruszyła temat to wrące trzy grosze. Odczucia mam podobne. Gdybym kategorycznie miał się opowiedzieć po którejś ze stron to wybieram wykrywacz kłamstw (nie oczywiste, który to, prawda?). Dr Lightman i przypadki, które go spotykają są tak różnorodne i on jakiś taki bardziej ludzki. Choć cała teoria w przeciwieństwie do medycyny jako takiej jest mniej sprawdzona to po prostu wydarzenia ciekawsze. Oba seriale proceduralne tylko w Housie bardziej przewidywalne. Zazwyczaj wiemy, że będzie to rak, zaproponują serie badań, a na końcu House kupując bułki wpadnie na pomysł, że to wścieklizna albo trąd. Siłą tego serialu jest właśnie Hugh Laurie. Choć obydwaj są nałogowcami to Tim Roth jakiś taki bardziej prawdziwy. Może przez córkę, która jakby uwiarygadnia tego bohatera.
Podsumowując dla mnie House raz na jakiś czas jest przyjemnością, ale Lie to me to zdecydowanie ciekawsza zabawa. Zwłaszcza, że razem z bohaterami widz próbuje rozwiązywać zagadki właśnie obserwując podejrzanych.

Dr. Lightman czy Dr. House?




Zapraszam do rozmowy:)

Po długiej przerwie ponownie wrócił na antenę serial Lie to me. Od początku lubiłam ten serial przez wzgląd na konstrukcję głównego bohatera. Dr. Lightman w wykonaniu Tima Rotha jest zajmującą podstacją. Jest ekscentrykiem, którego główną bronią jest cynizm, ironia oraz bezpośredniość. Jest specjalistą od odczytywania prawdy z ludzkiej twarzy, gestów i mowy ciała. Jest w swoim fachu świetny i praktycznie nieomylny, ale metody jakie stosuje, aby dotrzeć do prawy budzą czasem wątpliwości, gdyż nie liczy się z uczuciami innych i w dochodzeniu do swoich racji jest bezwzględnie szorstki. 
Nie mniej widz lubi tę postać i z chęcią ogląda kolejne analizy dokonywane przez kontrowersyjnego doktora. 
Serial sam w sobie nie ma oryginalnej formuły, gdyż jest on zrobiony w schematyczny sposób. Może było by zaryzykować i powiedzieć, że każdy odcinek jest taki sam, tylko „przypadek chorego” się zmienia.
Dokładnie tak samo jest w przypadku Dr. Housa. I tu następuje rzecz niezwykła- LIE TO ME polubiłam od samego początku i schematyczność prezentowania fabuły absolutnie mi nie przeszkadza, a Dr. Housa nie jestem w stanie przejść:( gdy oglądam pojedyncze odcinki to jest super, gdyż Hugh Laurie jest rewelacyjny w swojej roli, a osoby które piszą tej postaci dialogi to są geniusze:) Dr. House to najwredniejszą postać jaką oglądałam w serialu, ale w tym wszystkim jest niezwykle zabawny (jak ja bym chciała być taka okropna jak on i nie przejmować się tym, że nikt mnie nie lubi- tak jak on)
Oglądając kolejne odcinki Housa zastanawiam się dlaczego po zobaczeniu 3 odcinków pod rząd mam już dość, a oparty na tej samej konstrukcji Lie To Me cieszy mnie?????

Jakieś sugestie?
Jakie jest Wasze zdanie i jakie są Wasze odczucia?
Który z doktorów u Was wygrywa?

piątek, 9 lipca 2010

wąż zawsze syczy tam,gdzie ptaszki słodko ćwierkają




HAPPY TOWN

Ja równiez postanowiłam polecić serial na lato, ale w kontraście do Michała wybrałam jak zawsze coś mrocznego:)

Happy Town to serial, który w pewnym sensie przypomina mi Twin Peaks (wiem, że wiele osób uzna to za bluźnierstwo),ale jest małe miasteczko, są liczne tajemnice, które mają mieszkańcy owego miasteczka, są zbrodnie przeszłości, które mają wpływ na obecne wydarzenia w miasteczku. Jest policja, jest oficer FBI oraz wiele wątków podobanych do tych które były w Twin Peaks. Nie mniej Twin Peaks nie jest do pobicia, wiec Happy Town moze ewentalnie probować mistyfikować nową wersję tego kultowego serialu.

Serial jak na razie miał tylko 8 odcinków (ponoć w lipcu mają być jeszcze dwa) i podobnie jak Twin Peaks kończy się jak na razie zagadkowo i jest zakończenie otwarte.

Twin Peaks nie mialo kasy, aby być dokonczonym, a Happy Town ponoć ma za malą ogladalność, ale jak ktos lubi zagadki i mroczną atmosferę to z chęcią usiądzie do tego serialu.

środa, 7 lipca 2010

Persons Unknown - rzecz na wakacje!

Nowy serial. Zapowiada się niestety tylko jeden sezon. Serial miał problem żeby trafić do telewizji, ale w końcu się udało. Persons Unknown. Piąty odcinek już za nami, a każdy z nich rozwija cała historię. Nic nie jest proste, nie wiadomo z jakiego powodu się dzieje. Wątki i powiązania, nowe wiadomości i co chwile coś co zmienia całkowicie nasze dotychczasowe przypuszczenia. Sprawnie prowadzona fabuła, wszystko choć nie dopowiedziane trzyma się kupy i nie bywa śmieszne, oby rozwiązanie tajemnicy nie było śmieszne i absurdalne właśnie. Choć na początku serial przypominał nie co Lost to teraz już jest zupełnie inna historią. Nie ma tutaj niczego nadnaturalnego. Nie wiemy tylko z jakiego powodu dzieje się to co się dzieje.
Polecam!
Strona fanów serialu

16. Lato Filmów w Warszawie - od 12 do 18 lipca.

Juz od poniedziałku zapraszamy z Michałem do dołączenia do nas do kolejnej filmowej przygody na 16. Lecie Filmów w Warszawie.
Zapowiada sie wspaniała zabawa- nie tylko z filmami. Wydarzenia towarzyszące dotyczące głównie scenariusza filmowego będą czyms niezwykłym na tym festwalu.
Zapraszamy i zachęcamy- MY BĘDZIEMY:)

Program Festiwalu

Blog czas zacząć

Organizując działania z związane z prowadzeniem naszej audycji doszliśmy do wniosku, że blog dla audycji jest dobrym rozwiązaniem. Zatem zaczynamy nasze pisanie o filmach, festiwalach, aktorach, wydarzeniach, książkach, muzyce i o wszystkim co z filmem nam się zgrabnie łączy. Zapraszamy i zachęcamy do wspólnej blogowej przygody. Opisujcie swoje doświadczenia, oceniajcie i wymagajcie.

Kasia i Michał